CZASY NERONA

Byłem na meczu otwarcia i przy karnym podyktowanym przeciwko naszej drużynie, to jakby wpuszczono lwy na stadion to byłaby ta sama sytuacja jak w czasach Nerona i innych cesarzy. Bo to ciśnienie i ta atmosfera absolutnie przypomina te czasy. 

 

Przed meczem z Rosją, nasi reprezentanci mówią, że są mocni i nie boją się konfrontacji z naszymi sąsiadami. A co mają mówić? Chcę wierzyć, że mówią prawdę. Tym bardziej, że każdy mecz jest inny, a w Polsce mamy ponad 36 mln znawców futbolu. Pamiętajmy, że tutaj głównym rozgrywającym jest Franciszek Smuda i on bierze na siebie całą odpowiedzialność. Piłka jest teraz po jego stronie.

 

A co do braku decyzji o wprowadzeniu rezerwowych, to nie wiemy, co się działo w głowie Smudy. Kiedy spojrzeć na wszystkie ważne widowiska rangi mistrzowskiej, to nie było meczów bez jakiejkolwiek zmiany. Trudno biegać przez 90 minut. Warunki w czasie meczu z Grecją były rzeczywiście fatalne, ale nie chcę być kolejnym „ekspertem”. To zostawmy Smudzie.

 

Piłka nożna podlega takim samym regułom jak wszystkie inne rzeczy, które powstały bardzo dawno temu. Byłem na meczu otwarcia i przy karnym podyktowanym przeciwko naszej drużynie, to tak jakby wpuszczono lwy na stadion to byłaby ta sama sytuacja jak w czasach Nerona i innych cesarzy. Bo to ciśnienie i ta atmosfera absolutnie przypomina te czasy.

 

Na szczęście ta żądza krwi przejawia się w emocjach sportowych, a nie innych i miejmy nadzieję, że tak dalej będzie. Jednak rzeczywiście mistrzostwa to jest taki konkurs piękności i kto jest mocniejszy psychicznie, kto jest lepszym motywatorem, jak się lepiej sprzedamy. Tym bardziej, że nie jest to sport indywidualny, bo tam jest łatwiej. Jak staje przed sobą dwóch bokserów i patrzą sobie w oczy to widać od razu, który się boi. A tu raczej jedenastka nie staje przed drugą i nie można zobaczyć tego strachu, więc odbywa się to w przestrzeni medialnej.

 

Mirosław Oczkoś, Laboratorium Wystąpień 

 

 

 

KAMPANIA PREZYDENCKA W CIENIU TRAGEDI

Data opublikowania: 14-04-2010 09:05

„Kampania rozpoczęła się już wczoraj.Politycy nie wytrzymali, armaty wystrzeliły”

Gościem Pawła Homy w porannej audycji Radia Dla Ciebie był Mirosław Oczkoś, wykładowca Szkoły Głównej Handlowej,
specjalista od marketingu politycznego.

Najprawdopodobniej dziś o godz. 12.00 poznamy termin przyśpieszonych wyborów prezydenckich. Wszyscy zadają sobie pytania jak w obliczu tragedii będzie przebiegała ta kampania.

- Z przykrością stwierdzam, że kampania rozpoczęła się już wczoraj. Słyszałem kilka głosów, które już rozpoczęły kampanię wyborczą – powiedział był Mirosław Oczkoś.

Jak zaznaczył, wbrew intencjom kardynała Dziwisza decyzja o pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu jest już przyczynkiem do
kampanii.

Mirosław Oczkoś stwierdził, że dziś o 12.00 Bronisław Komorowski nie ogłosi terminu wyborów prezydenckich, ale zrobi to po uroczystościach sobotnich. Mimo wszystko wybory muszą się odbyć najpóźniej w dniu 20 czerwca 2010 r.

Krótka kampania oznacza kłopot dla partii, które straciły swoich kandydatów na prezydenta. Problemem będzie zebranie 100 tys. podpisów w celu zarejestrowania kandydata.

Mirosław Oczkoś obawia się, że ze względu na „krótkość”, kampania może być bardzo brutalna i polegać będzie na silnym przeciwstawieniu emocji. Możemy mieć do czynienia z „przeciwstawieniem patriotyzmu -tym którzy nie są na tyle patriotami godnymi, żeby reprezentować”.

Mirosław Oczkoś nie zgadza się z opiniami, że wybory prezydenckie teraz nie są ważne. Jego zdaniem ze względu na tragiczną śmierć prezydenta kampania będzie bardzo ciekawa, a następna prezydentura nabiera szczególnego znaczenia.

Największy kłopot z wyłonieniem nowego kandydata będzie miał Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zginął Jerzy Szmajdziński, ale zginęła też „kandydatka rezerwowa” Jolanta Szymanek-Deresz.

Jaka będzie kampania prezydencka?

 

ZAPIS CZATA

Mirosław Oczkoś Sztuka poprawnej wymowy Spotkanie odbyło się:
2007-04-26 (12:00)

Moderator: Gościem WP jest Mirosław Oczkoś, zapraszamy do rozmowy.

miroszka_86: Co Pana skłoniło do napisania tej książki?

Miroslaw_Oczkos: 10 lat szkoleń prowadzenia zajęć z autoprezentacji. Pracy nie z aktorami.

miroszka_86: Jak najlepiej jest się uczyć, sztuki poprawnej wymowy, samemu w domu?

Miroslaw_Oczkos: To jest tak jak na ulicy w Wiedniu turysta wiedeńczyka spytał jak dostać się do opery i usłyszał – ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Może być w domu, ale nie musi. Ważna jest systematyczność. Trzeba się przy tym dobrze bawić – im większy wygłup przy nauce, tym lepsze efekty.

miroszka_86: Skąd Pan czerpał przykłady ćwiczeń , które Pan wykorzystuje w książce?

Miroslaw_Oczkos: Ze wszystkich możliwych publikacji, ze znajomych, z zapamiętywania ze szkoły, z bajek dla dzieci, można powiedzieć, że zewsząd. Język polski jest dosyć trudnym językiem, a przez to można ćwiczyć na dowolnym wierszu czy dwuwierszu.

Blanka: Nigdy wcześniej nie miałam styczności z ćwiczeniami dykcyjnymi. Czy poradzę sobie korzystając samodzielnie z książki i płyty?

Miroslaw_Oczkos: Zdecydowanie tak.

POPROSZĘ O DOGRYWKĘ

Autor: Not. WEF 10:58 01.07.2010

Środowe starcie kandydatów na prezydenta, w odróżnieniu od niedzielnego, miało namiastki debaty. Było żywe i energiczne.
Aż się prosi by w piątek była jeszcze jedna debata, już na stojąco, gdzie nie byłoby tylko gestów i oświadczeń, ale prawdziwa dyskusja.

Komorowskiemu spodobało się to, co osiągnął w niedzielę i poczuł się swobodnie. Było w nim widać większy luz. Z kolei Jarosław Kaczyński był
skupiony. Pierwszą debatę wygrał Komorowski. Tę, mówiąc językiem sportowym, wskazaniem sędziów wygrał Kaczyński. Dlatego uważam, że przydałaby się dogrywka.

Widać było, że debata została przepracowana przez sztabowców. Po debacie obydwa sztaby zanegowały, że zastosowały sztuczki wizerunkowe. To trochę śmieszne, bo sztuczki oczywiście były. Na życzenie Prawa i Sprawiedliwości kandydaci siedzieli za stołami, co działało na korzyść Jarosława Kaczyńskiego.
Było więc kilka zabiegów mających na celu wyciagnięcie Kaczyńskiego za stołu. Najbardziej udana była na końcu – wtedy, gdy Komorowski podsunął prezesowi PiS Konstytucję do podpisu. Wyborcom zostało w pamięci, że Kaczyński podpisuje to, co podaje mu Komorowski.

Choć kandydaci wypadali bardzo dobrze, wciąż jest wiele do zrobienia. Uważam, że Jarosław Kaczyński powinien popracować nad głosem. Pół debaty słuchałem w radio, pół oglądałem w telewizji. Komorowski lepiej brzmi w radio, bo ma bardziej melodyjny głos. Kiedy widzimy ich w telewizji i patrzymy, jak wyglądają, nadrabia Jarosław Kaczyński.

W porównaniu z debatą niedzielną widać było spory postęp. To cenna informacja dla młodych ludzi, którzy chcą zostać politykami. Niektóre rzeczy można wypracować. Nie jest tek, że ktoś dobrze wypada w mediach, bo taki ma dar od Boga. Tego się można nauczyć. Byle tylko nie zostały same gesty i sztuczne miny.

Mirosław Oczkoś, specjalista od wizerunku

DZIEŃ JĘZYKA POLSKIEGO – BŁĘDY W WYMOWIE

Data opublikowania: 11-01-2010 11:05

„Takie wymawianie „ę” na końcu wyrazów,to albo wywiad z Dodą, albo błędna wymowa”

To czy mówimy do tłumów, czy do najbliższej osoby, nie zwalnia nas z poprawnej wymowy. Jednak nie wszyscy o tym pamiętają.

Gościem Dominiki Sygiet w RDC był Mirosław Oczkoś, aktor, specjalista od emisji głosu, autor książki „Sztuka poprawnej wymowy”, który mówił o najczęstszych błędach w wymowie.

Według Mirosława Oczkosia pogoda ma istotny wpływ na naszą wymowę:

- Jeżeli jest większy mróz, to zdecydowanie ciężej nam się mówi. Jeżeli ktoś jest ciśnieniowcem, to musi się rozgrzać, rozgadać zanim zacznie pracować – dobrym przykładem jest radio.

Jakie najczęściej popełniamy błędy w wymowie?

- Aktualnie najczęstsze błędy, jakie są popełniane przez wszystkich, to jest połykanie końcówek, czyli asymilacja. Jeżeli jakiś wyraz
zaczyna się na literę, na którą kończy się poprzedni, to najczęściej sobie skracamy. Przykład: „To jest to” wymawiamy, jak „to jes to”.

Mirosław Oczkoś przestrzega jednak przed przesadnym artykułowaniem:

- Hiperpoprawna wymowa też jest błędem.

Czy „ę” na końcu wyrazów należy wymawiać jako „e”, czy „ę”?

- Jeżeli chodzi o „ę” na końcu wyrazów, to proszę nie wymawiać tego, jako „ę”, tylko „e”. Takie wymawianie „ę” na końcu wyrazów, to albo wywiad z Dodą, albo błędna wymowa

JAK „MIESZAŁ SIĘ STARY TUSK Z NOWYM” I CO Z TEGO WYSZŁO

Z politycznej „ławki rezerwowych” w latach 90-tych na szczyty władzy i popularności dekadę później. W swojej karierze politycznej Donald Tusk przeszedł wielką metamorfozę. Jak postrzegano go niegdyś i co zrobił, aby dotrzeć do najwyższych stanowisk w państwie?

Początki politycznej kariery obecnego premiera nie obfitowały w spektakularne sukcesy. – W latach 90-tych Tusk był bezbarwny i przezroczysty
- mówi Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku ze Szkoły Głównej Handlowej.

Donald Tusk do instytucji europejskich, a na sekretarza generalnego PO…

Zdaniem Adama Bielana, byłego polityka PiS, Tusk w latach 90-tych to „polityczny luzak”. – Był większy nacisk na piłkę nożną niż politykę – mówi europoseł. Na dodatek zdaniem Bielana, większość ostatniej dekady XX wieku, Tusk spędził na politycznej ławce rezerwowej.

Wielkie wejście

Sytuacja obecnego premiera zaczęła się zmieniać na przełomie wieków. Pierwszym krokiem ku wielkiej karierze było utworzenie w 2001 roku
Platformy Obywatelskiej. – Tusk w trójce „tenorów” zakładających PO, był tym najmniej znanym – mówi dr Wojciech Jabłoński, specjalista od PR. Wraz z PO, obecny premier zaczął drogę na szczyt.

- Grzegorz Schetyna miał prawo poczuć się zdradzony.
Nie powinno się…

Zdaniem Jabłońskiego, w pierwszych latach XXI wieku, Tusk był kreowany na tak, aby Polacy wybrali to co dla nich wygodniejsze. – Widać, że ktoś nad nim pracował i nauczył go dobrze występować publicznie – mówi Oczkoś.

Pierwszym poważnym testem były wybory w 2005 roku. – Wtedy jeszcze mieszał się stary Tusk z nowym. Brzydkie kaczątko, które marzyło, by
sięgnąć szczytu, mierzyło się wewnątrz obecnego premiera z technokratą – mówi Jabłoński. Podwójna porażka w 2005 roku, kiedy Tusk przegrał wybory prezydenckie, a PO parlamentarne, była ciosem dla lidera PO. Jednak zdaniem Wiesława Gałązki, eksperta ds. wizerunku z Dolnośląskiej Szkoły Wyższej, wtedy Tusk był jeszcze o wiele słabszy w debatach niż Lech Kaczyński.

Spełnione marzenia

- To kolejna, typowa awantura polityczna, w której rośnie poziom demagogii….

Później nadeszła zmiana. – W 2007 roku był już wyraźnie lepszy – mówi Gałązka. Pogląd eksperta podziela częściowo Bielan, który z racji pracy przy kampaniach wyborczych PiS, musiał dokładnie poznać osobowość głównego przeciwnika. – Do 2007 roku Tuska charakteryzowało niezdecydowanie i miękkość – mówi były polityk PiS, przyznając, że Tusk przeszedł wielką przemianę.

- Od lat 90-tych wszystko się zmieniło. Tusk dojrzał – mówi Gałązka. Zdaniem eksperta, premier ciągle się uczy, ale też ukrywa, że coraz
częściej słucha doradców. – Popełnia jednak błędy. Największy to stwierdzenie, że nie ma z kim przegrać. Nie wolno ulegać pysze – konkluduje Gałązka.

 

GŁOS-BROŃ UWODZICIELA

 

„Mowa jest najlepszym afrodyzjakiem…” Tak przynajmniej twierdzi Mirosław Oczkoś, znakomity aktor, którego ostatnio możemy oglądać w filmie pt. „Reich”. Pan Mirosław jest również autorem niezwykłej książki pt. „Abecadło mówienia”.

Czy umiesz mówić?

W nie mniejszym stopniu, co zapalone świece, nastrojowa muzyka czy ostrygi, działa mowa. Jak najlepszy afrodyzjak! Głos jest potężną bronią. Dobrze użyty, czyni cuda. Niektórzy ludzie, np. aktorzy, do perfekcji opanowali sposób mówienia. Bogusława Lindy czy Jarosława Baki można słuchać bez końca! Niech wezmą to pod uwagę znakomicie wykształceni, młodzi, szukający pracy. Często, idąc do potencjalnych pracodawców, zapominają o… głosie. Tymczasem umiejętne operowanie tzw. szeroką samogłoską, czyli przeciąganie nieco wymowy – a, o, u, i, e – oraz modulowanie głosu przynosi zadziwiające rezultaty. Głos uwodzi, hipnotyzuje, uspokaja. Stwarza klimat obopólnego zrozumienia. Należy pamiętać, że np. kobieta chce słyszeć „prawdziwego” mężczyznę. Nie bez przyczyny wielcy uwodziciele, ale też wizjonerzy, władcy czy szarlatani, umieli znakomicie mówić. Kobiety są szczególnie wrażliwe na niskie, ciepłe tony.

Z panami sprawa ma się inaczej. Nie znoszą skrajności. Na nich niezwykle erotycznie działają średnie tony.

Jak czarować barwą

Najpierw człowieka widzimy, potem słyszymy. A po chwili nie zwracamy już uwagi na wygląd, koncentrując się na tym, co nowo poznany mówi, a raczej – jak mówi. Chcąc dokonać sercowych podbojów, musimy umiejętnie intonować słowa. Mowa powinna być jak płynący poprzez łąki trumień. Szemrząca i uspokajająca.

Mówmy więc na jednej wysokości, ale od czasu do czasu zmieńmy tembr głosu. Powiedzmy coś głośniej, a potem ciszej. Bądźmy pewni, że jeśli zrobimy to umiejętnie, osoba słuchająca zacznie się w nas wpatrywać szeroko rozwartymi oczami, które wkrótce zajdą ledwie zauważalną mgiełką. Wtedy jest nasza! Tak właśnie wspaniale uwodzić głosem potrafią najlepsi aktorzy. Gustaw Holoubek, Jan Machulski czy Jan Englert. Jeśli do głosu dodamy pełne wymowy spojrzenie, miękki ruch ręki – zrobimy większe wrażenie. Ot, i cała tajemnica.

Cicho, głęboko, namiętnie

Pamiętacie, jak mówił Kaszpirowski? Ten głęboki, ciepły głos wspomina się latami. To nieprawda, że głośno mówiący ludzie odnoszą sukces. Z
rozwrzeszczanego tłumu instynktownie wyławiamy osoby mówiące niskim, spokojnym głosem. To jest magia! Niestety, tylko 5% ludzi ma taki dar – reszta musi się „nauczyć mówić”. Bywają politycy mówiący ważne rzeczy, ale trudno się ich słucha. Ich głos jest dla nas przykry. Inni zaś porywają tłumy, chociaż mówią dyrdymały. Uwiedzeni głosem, godzimy się na wiele bzdur.

Pamiętajmy o tym, gdy chcemy kogoś do siebie przekonać. I pamiętajmy, gdy słuchamy innych. Głos to magia bez tajemniczych zaklęć i wonnych kadzidełek. Niektórzy już to wiedzą!

 

BEŁKOT PRZESZKADZA W BIZNESIE

„Zanim przemówisz obróć siedem razy język w gębie” napisał kiedyś Galileusz, specjalista, jak wiadomo, od obrotów sfer niebieskich. Miał
na myśli usprawnienie aparatu mowy, a konkretnie, jego rozgrzewkę przed ważnymi wystąpieniami publicznymi.

Po narodzinach człowieka, pierwsze chwile, minuty, godziny, dni i tygodnie, związane są z dźwiękami nieartykułowanymi. Nim padnie pierwsze
słowo, nim mały człowiek przemówi, wpierw gaworzy, popiskuje, pohukuje, krzyczy, płacze, a czasem i wrzaśnie. I tak jest od zawsze. Zanim człowiek zaczął świadomie używać języka, już coś mówił, rozmawiał, przemawiał, dyskutował, negocjował, oddziaływał na innych, występował publicznie. Jednym słowem, zanim poznamy znaczenie słów, potrafimy je artykułować.

Z czasem, po pierwszych, nieporadnych dźwiękach, pojawiły się słowa, zwroty, zdania. Tembr głosu, tempo mówienia, ton, siła głosu, to
elementy wpływające na odbiór naszej mowy, a co za tym idzie na skuteczności przekazu.Warto pamiętać, że mowa wyróżnia nas ze świata zwierząt. Nawet najmądrzejszy mówca, jeśli nie będzie dobrze słyszalny, zanudzi słuchacza, będzie mówił niewyraźnie to, nie osiągnie pożądanego celu.

Sprawność mówienia zależy w dużej mierze od sprawności aparatu mowy, języka, warg, żuchwy, zgryzu, podniebienia miękkiego. Pocieszającym jest fakt, że te elementy można wyćwiczyć.

Czasami warto zastanowić się nie nad tym, co mówią inni, tylko… jak ja mówię? Dlatego najlepiej jest wykorzystywać wszelkie okazje i
nagrywać swoje publiczne wypowiedzi, by samemu lub najlepiej pod okiem specjalisty od dykcji, móc przeanalizować własny sposób komunikowania.

Głosem oddziałujemy na innych. Weźmy proste kryterium – głos niski czy wysoki.

Okazuje się, że ok.95% kobiet pytanych o to;” jakiego głosu męskiego lubisz słuchać, oczywiście bez nazwisk, a jedynie w kategorii wysoki,
średni, niski”, odpowiada – niski. Dodając potem, że jeszcze ciepły, ciemny, chrapliwy lub taki jak u Żebrowskiego czy Malajkata.

Mężczyźni (ok.85%) pytani o to samo w stosunku do kobiet odpowiadają: średni – ale uwaga – z tendencją do niskiego. Nie za nisko, ale i
nie piskliwie. Co ciekawe, dotyczy to zarówno sytuacji biznesowych, zawodowych, jak i relacji prywatnych, osobistych.

Głos można obniżyć. Skuteczną metodą jest „coś” bez filtra i „coś” ze Szkocji. Metoda przyjemna, niestety można przetrenować i co na to nasz
organizm? Najprostszą metodą na obniżenie głosu jest nie wysypianie się, co akurat nie jest trudne. Im niższy głos tym lepiej.

W badaniu różnych płci, okazało się również, że kobiety, wolą słuchać kobiet o średnim tembrze głosu, a mężczyźni niskich męskich głosów. Najbardziej przeszkadza nam sytuacja, w której co innego widać, a co innego słychać. Na przykład, gdy dwumetrowy postawny mężczyzna mówi falsetem, a drobna kobieta basem. Doświadczamy zaburzenia kanału wizualnego i słuchowego. Cecha ta przeszkadza głównie w wystąpieniach publicznych. Klasycznym przykładem są prognozy pogody w różnych stacjach telewizyjnych, kiedy to prowadząca lub prowadzący, oznajmia nam z uśmiechem na ustach: „jutro drastyczne pogorszenie pogody i gwałtowny spadek temperatury”. (Spróbujcie to powiedzieć na pełnym uśmiechu i zobaczcie reakcję otoczenia).

Musimy uważać, aby przekaz był spójny. Zdanie „Zwalniam Pana”, można wypowiedzieć na kilka sposobów (złość, żal, radość, płacz, obojętność itd.) i za każdym razem, co innego znaczy.

Oczywiście można celowo „zaburzać” przekaz, co stosuje się głównie w polityce i biznesie (negocjacje, przemówienia, motywowanie
pracowników), a co doskonale można wyćwiczyć na jedno lub dwudniowym szkoleniu.

Zanim nasz rozmówca usłyszy, co do niego mówimy, już odczytuje intencje, nastrój. Czasami może w ogóle nas nie rozumieć, a sens wypowiedzi
odczyta bezbłędnie. Szekspir, jednemu ze swoich bohaterów, włożył w usta następujący tekst:” Rozumiem furię w twoich słowach, ale nie rozumiem słów”. I to często zdarza się w naszych relacjach z innymi.

Naukowcy badający wpływ poszczególnych kanałów komunikacji, określili bardzo niewielki przedział czasu, w którym następuje nasza ocena drugiej osoby – ok. 5 sekund. Trzeba być ostrożnym w tego typu podejściu do człowieka. Ludzi nie da się do końca zmierzyć i zwarzyć w procentach i sekundach, bo każdy z nas, na szczęście, jest inny. Natomiast proporcje są prawdopodobne: ok. 7%, co mówimy(treść), ok. 38% jak mówimy (głos) i ok. 55% jak wyglądamy (ciała). I bez względu na to, czy 5, czy 20 pierwszych sekund decyduje o powodzeniu w kontaktach z innymi ludźmi, to pamiętajmy, że pierwszego wrażenia nie da się zrobić po raz drugi. Dotyczy to również sposobu naszego mówienia, czyli formy.
A jak pokazują media, wielu opiniotwórczym osobom publicznym brakuje nie tylko formy, ale i treści. Ale tego się raczej nie zdobywa na kursach miękkich kompetencji menedżerskich.

 

SZTUKA POPRAWNEJ WYMOWY, CZYLI O BEŁKOTANIU I FAFLUNIENIU

Mirosław Oczkoś

Wspaniały poradnik, super podręcznik, świetna lektura!

Dawno nie spotkałam się z tak świetnie przygotowanym poradnikiem. Po raz pierwszy natomiast w tej dziedzinie. Mnie – polonistkę szczególnie zaskoczyła świetnie przygotowana część teoretyczna. Znajdują się tu związane z zagadnieniem mowy informacje z anatomii, fizjologii,
fonetyki i logopedii. Są omówione w tak doskonały sposób, tak przejrzyście, interesująco i obrazowo, że teorię tę, często znienawidzoną przez studentów czyta się jak interesujący felieton! Już za to należą się brawa dla autora, a książka dla wielu studentów polonistyki czy logopedii na pewno okaże się prawdziwym skarbem. Druga część – trzon publikacji to ćwiczenia, wzbogacone o nagrania na płycie CD. Świetny zestaw zróżnicowanych, interesujących ćwiczeń do wykorzystania dla każdego. Wiele z nich doskonale sprawdzi się w pracy z dziećmi – dzieciaki (choć ci starsi, zapewne również) będą miały wiele powodów do radości, a przy systematycznym ćwiczeniu po jakimś czasie z pewnością i do dumy z poprawy swojej wymowy. Ćwiczenia oddechowe, relaksacyjne, łamańce językowe i dykcyjne poezje to wspaniały materiał, którego pozazdrościć może niejeden autor publikacji logopedycznych! Publikacja na szóstkę. Oby więcej takich!

Tej nie sprzedaję, bo będzie jednym z moich skarbów książkowych ;)

 

SPIRALA NIENAWIŚCI W POLITYCE

Data opublikowania: 20-10-2010 09:50

 

To nie w polityce powinno się coś zmieniać, ale w politykach. 

Wczoraj przed południem w biurze poselskim PIS w Łodzi doszło do krwawego ataku. Starszy mężczyzna, przy użyciu noża i broni palnej,
zaatakował obecne w biurze osoby. Jedna z nich zginęła na miejscu, druga została ranna.

Na temat całego zajścia Paweł Homa (RDC) rozmawiał z Mirosławem Oczkosiem, wykładowcą Szkoły Głównej Handlowej,
specjalistą od marketingu politycznego i badaczem języka polskiego.

Czy wczorajsze zajście było efektem nakręconej spirali nienawiści?

- Niestety spirala się nakręca. Boleśnie zaczyna odczuwać się to, jak słowa mogą wyrządzić krzywdę. W polityce często spotykamy
się z negatywnymi wypowiedziami polityków, wzajemnymi oskarżeniami – tłumaczy Mirosław Oczkoś.

Jak wyjaśnia specjalista, wczorajsza sytuacja jest dowodem na to, że spirala nienawiści w polityce się zaostrza.

- Zginał człowiek i to jest  tragedia. Natomiast rozgrywa się większa tragedia, ponieważ nie znalazł się nikt,kto by przyznał
się do spowodowania tej całej  tragedii. Każdy przerzuca winę na drugą stronę - mówi gość RDC.

Problem wzajemnej agresji istnieje nie tylko w Polsce. Jest to standard ogólnoświatowy. Mirosław Oczkoś apeluje do wszystkich, którzy
się wypowiadają publicznie, aby tonować emocje, a nie je podgrzewać.

 

SKUTECZNA PREZENTACJA – O SZTUCE WYSTĄPIEŃ PUBLICZNYCH

Autor: Paweł Kołakowski



Większość z nasz przynajmniej raz w życiu stanęło przed koniecznością przeprowadzenia prezentacji. Jedni radzą sobie z tym dobrze, inni na samą myśl czują się sparaliżowani. Przygotowanie i przeprowadzenie prezentacji, niezależnie czy dotoczy wyników finansowych, analizy konkurencji, czy prezentacji swoich pomysłów na rozmowie o pracę, opiera się na kilku stałych elementach, o których należy pamiętać. Jakie są podstawowe zasady tworzenia prezentacji? Ile czasu powinniśmy poświęcić na jeden slajd? Czego należy unikać w trakcie wystąpienia? Co pomoże nam zapanować nad stresem, kiedy wydarzy się katastrofa? Na wszystkie te pytania odpowiada Mirosław Oczkoś, specjalista ds. tworzenia wizerunku i wystąpień publicznych.

P.K.: Jak zabrać się do prezentacji?

Trzeba się odpowiednio nastawić. Adam Małysz na początku swojej kariery wizualizował sobie, że siedzi na belce, jest w pozycji dojazdowej, wychodzi z progu, później leci i wykonuje bezbłędnie telemark.

Oczywiście przed prezentacją nie trzeba wyobrażać sobie, że cała sala skanduje nasze imię jak na stadionie. Aczkolwiek podstawą jest zadanie sobie kilku podstawowych pytań.

P.K.: Jakich?

Istnieją cztery równoważne pytania „bazowe”. Po pierwsze: po co? Trzeba jakoś sprecyzować sobie cel prezentacji – najlepiej jeden. Warto wiedzieć, co chcemy osiągnąć stając przed słuchaczami. Drugie pytanie brzmi: „jako kto” występuję w danym momencie? Co prawda zawsze jesteśmy sobą, ale czasami występujemy jako przedstawiciel konkretnego działu w pracy, pojedynczy pracownik, leader jakiegoś zespołu.

To z pozoru proste pytanie, ale bardzo często ludzie mylą się w tej ocenie. Trzecie pytanie brzmi: do kogo będzie kierowana prezentacja? Należy ustalić wcześniej, kto będzie odbiorcą naszych słów, a przez to odpowiedzieć sobie, czy język ma być techniczny czy bardziej ogólny; powinniśmy przekazać wiele szczegółów czy raczej ogólne stwierdzenia.

Jeśli na sali będzie 100 osób, to nierealne jest przygotowanie prezentacji do wszystkich. Trzeba wybrać grupę, do której to będzie skierowane. Ostatnie pytanie – co chcę powiedzieć? – jest najtrudniejsze ze wszystkich.

P.K.: Chociaż wydaje się wręcz banalne. Przykładowo,
chcę

pokazać wyniki finansowe swojego działu.

To na pewno nie jest cel. Powinno nim być przykładowo zaprezentowanie przełożonym świetnej pracy naszego zespołu. Celem może być też takie pokazanie wyników finansowych podwładnym, aby zmotywować ich do lepszej pracy. Z odpowiedzi na to pytanie wyniknie również zakres prezentacji.

Bardzo często ludzie chcą przekazać za dużo informacji naraz. Tak samo „kładą” prezentacje, jeśli jest ona niesprofilowana.

P.K.: Czy oprócz tego warto jeszcze przykładowo robić rekonesans miejsca, w którym będziemy występować?

Jak najbardziej. To związane jest z trzema typowo technicznymi pytaniami, które również należy sobie zadać. Pierwsze brzmi: jak? To pytanie o formę. Istotne jest, czy prezentacja będzie odbywać się na stojąco, na siedząco, z użyciem rzutnika, komputera czy innych multimediów. To jest pytanie otwarte i nie istnieje system zero-jedynkowy z tylko jedną dobrą odpowiedzią. W Polsce przez wiele lat była taka tendencja, że to prezentacja jest zamiast mnie. Nieprawda. To prezentacja ma nam pomóc.

Kupuje się ludzi, a nie prezentację. Gdyby najważniejsze rzeczy były w slajdach prezentacji, wówczas ludzie wysyłaliby je sobie mejlem. A tak nie jest. W prezentacji najważniejszy jest człowiek. Generalna zasada jest taka, że jeden slajd powinien być pokazywany średnio 3 minuty. To nie znaczy, że każdy musi być dokładnie 90 sekund, ale średnia – po podsumowaniu liczby slajdów i czasu przeznaczonego na całą prezentację -
powinna właśnie taka wyjść.

P.K.: Wspomniał Pan o trzech pytaniach.

Owszem. Są jeszcze dwa pytania: kiedy i gdzie? Na pierwsze z nich zazwyczaj nie mamy wpływu. Aczkolwiek jeśli będziemy mieli możliwość wyboru, to pamiętajmy o starej zasadzie podziału ludzi na skowronki i sowy. Każdy z nas lepiej pracuje albo rano albo wieczorem. Dlatego tak
ustalajmy termin prezentacji, abyśmy byli najbardziej aktywni i produktywni. Z kolei pytanie – gdzie? – powinno wiązać się z rekonesansem miejsca, w którym będziemy coś prezentować.

Jeśli nie byliśmy nigdy wcześniej w sali prezentacji, przyjdźmy 15 minut wcześniej, żeby sprawdzić, jak wygląda ów lokal; czy są krzesła, stół. Warto ustawić wszystko po swojemu, sprawdzić, jak roznosi się głos, ile miejsca jest do pierwszego rzędu. Z kolei, jeśli ktoś zna miejsce – np. jest to firmowa sala konferencyjna – to bądźmy kilka minut wcześniej, żeby sprawdzić, czy na pewno nic się nie zmieniło od naszej ostatniej obecności.

P.K.: Czy taką samą skrupulatność należy zastosować w stosunku do urządzeń nam towarzyszących? Sprawdzać kilkanaście razy połączenie rzutnika z komputerem?

Jak wszyscy doskonale wiedzą, istnieją nieszczęsne prawa Murphy’ego. I jeśli coś może nie zadziałać – to nie zadziała. Aczkolwiek nie trzeba sprawdzać kilkanaście razy technicznych aspektów połączeń, ale rzeczywiście warto upewnić się, czy wszystko działa.

P.K.: A jeśli zadziała prawo Murphy’ego i wszystko pójdzie nie po naszej myśli? Co wtedy zrobić – obracać usterki techniczne w żart, prosić o pomoc kogoś z sali?

Na pewno trzeba mieć jednak przygotowany „wariant B”. Musimy zastanowić się, co zrobimy, jeśli zawiedzie cała technika i technologia. Przykładowo ułożyć sobie w głowie, ile slajdów będziemy w stanie narysować na tablicy. Można też poprosić obsługę techniczną o pomoc, ale jednocześnie rozpocząć już swoją prezentację.

Najgorszą rzeczą jest stać w miejscu, machać rękoma i przykładowo powiedzieć: „Przepraszam, ale mikrofon wysiadł”. Nie ma takiej sytuacji. Wtedy trzeba się poświęcić – zedrzeć sobie gardło i starać się normalnie prowadzić swoje wystąpienie.

P.K.: To jednak sytuacja ekstremalna. A jak powinna wyglądać dobra prezentacja?

Na pewno niemonotonna i bez czytania slajdów. To największy błąd. Jeżeli prezentacja odbywa się w jednej tonacji, bez akcentowania poszczególnych słów wówczas ludzie się zmęczą natychmiast. Nie da się ukryć, że nawet arcyciekawej prezentacji prowadzonej w ciągły sposób ludzie słuchają maksymalnie przez 15 minut. Musimy pracować głosem – należy zmieniać intonację i tempo naszej wypowiedzi. To żadna wiedza tajemna. Wystarczy zastosować proste połączenie „wolniej-szybciej” lub „głośniej-ciszej”. Im większa zmienność, tym większa atrakcyjność dla
słuchaczy. Paradoks polega na tym, że jeśli ktoś mówi farmazony, ale przedstawia to na różnych poziomach energetycznych swojego głosu, wówczas jego słuchacze uważają, że mówi bardzo ciekawie.

 

Na naukę nigdy nie jest za późno, trzeba pytać – radzi Bronisławowi
Komorowskiemu była pierwsza dama Jolanta Kwaśniewska. I oferuje lekcję stylu. A
że ta się prezydentowi może przydać, pokazały ostatnie spotkania ze światowymi
przywódcami.

Jolanta Kwaśniewska, była pierwsza dama, gotowa jest udzielić Lekcji Stylu
również prezydentowi. Materiału poglądowego do zajęć – dużo. Chociażby ostatnie
spotkanie trójkąta weimarskiego. Jeden pokój, trzy krzesła, dwoje gości i
gospodarz Komorowski, który usiadł jako pierwszy.

- No nie – skrzywiła się była prezydentowa. – To jest normalne, że się jest
gospodarzem, to jest dla mnie oczywistą rzeczą, że to ja ostatnia otrzymuję na
przykład danie – stwierdziła.

„Potrzebny jest refleks”

Jednak wpadki przy stole to był wierzchołek góry lodowej. Wcześniej, jeszcze na
dworze, sztandar uhonorowano tylko raz. Za drugim razem to prezydent Sarkozy
zwrócił uwagę, że trzeba, a po paru minutach został sam pod gołym niebem, bo
parasola starczyło jedynie dla gospodarza i pani kanclerz. – Jestem pewna, ze
mój mąż podałby rękę pani kanclerz Merkel, podsunąłby krzesło, a ten parasol
trafiłby od razu do gości, ale tu potrzebny jest refleks – dodała Kwaśniewska.

Refleks, który czasem zawodzi. Prezydent nie ugryzł się na czas w język,
chociażby przy prezydencie Stanów Zjednoczonych. Jak donosiła prasa, zanim przystąpiono
do poważnych rozmów Bronisław Komorowski chciał zabłysnąć dowcipną metaforą.

Uwaga na żarty

- Bo z Polską i USA to jest, panie prezydencie, jak z małżeństwem. Swojej żonie
należy ufać, ale trzeba sprawdzać, czy jest wierna – zażartował rubasznie.
Tłumaczka przetłumaczyła to jednak niezbyt fortunnie „like with your
wife”, co Barack Obama mógł odebrać jako sugerowanie, ze jego żona
Michelle doprawia mu rogi. Mirosław Oczkoś, ekspert ds. wizerunku, tłumaczy, że
z żartami należy uważać: – Dowcipy są nieprzetłumaczalne na języki świata, to
co po polsku brzmi fajnie, po angielsku, niemiecku, francusku może brzmieć
zupełnie inaczej.

Zresztą niewybredne dowcipy w stosunku do kobiet to swoisty znak firmowy pana
prezydenta. Zdarzyło mu się na przykład Dunki nazwać kaszalotami. – Ja jako
kobieta nie czułabym się dobrze w sytuacji, gdyby te antyfeministyczne dowcipy
były w mojej obecności wypowiadane, wiec zdecydowanie trzeba powściągnąć
entuzjazm – radzi Kwaśniewska. A Oczkoś dodaje: – Króla czyni dwór.

Kwaśniewska pożyczy książkę

To przytyk do otoczenia Bronisława Komorowskiego, które powinno zadbać o
szkolenia z protokołu. Które, co zdradza była pierwsza dama – są standardem w
przypadku ambasadorów i wielką luką w przypadku głowy państwa. – Ja napisałam książkę,
jeśli w MSZ jej jeszcze nie czytali, to ją z wielką chęcią udostępnię – oferuje
Kwaśniewska.

Być może warto skorzystać z jej doświadczeń.[...]